Dyr. Jan Wamil
Okrągłe rocznice zawsze są okazją do refleksji, do zadumy nad tym co było, co jest, co będzie. Co było? – Była praca, praca i jeszcze raz praca przy usuwaniu gruzów z ulic i chodników, ruin straszących ludzi, przy uruchamianiu zakładów pracy, placówek oświatowych i kulturalnych, zasiewaniu pól. Była też i walka o utrzymanie i utrwalanie władzy ludowej. Wspólna praca zbliżała ludzi. Poszerzał się krąg sąsiadów, przyjaciół i znajomych, rodziły się nowe obyczaje i zwyczaje, wykluwała się nowa, wspólna mieszkańcom Ziemi Świdwińskiej, tradycja. Tworzyło się nowe życie, wszystkim miasto to stawało się bliskie w sercu. Niełatwo było dokonać reprezentacji do wojewódzkiego konkursu pn. „Galeria ludzi 40-lecia PRL”? Młodzież ostatnich klas szkół podstawowych i szkół średnich , przeprowadzała wywiady ze wskazanymi ludźmi, przedstawiając na finałowej imprezie sylwetki, osiągnięcia i trwały wkład w tworzenie i rozwijanie życia w Świdwinie. Laureatami konkursu zostali: Stanisław Borowski, Wacław Budrewicz, Bolesław Holinko, Aleksandra Juzwa, Kazimierz Kieruzel, Zofia Lewandowska, Edwin Mańczyk, Stanisław Potoczny, Stanisław Spychalski, Jan Wamil, Stanisław Wojtkowiak, Bolesław Zadrożny, Józef Zimnowłocki. Świdwinianinem 40-lecia PRL wybrano Jana Wamila byłego dyrektora Zakładu Szkół Mechanizacji Rolnictwa. Kim jest? Jak się znalazł w Świdwinie? – z tym pytaniem zwróciłam się do laureata. Rodzinną ziemią Jana Wamila jest Koprzywnica, leżąca w Sandomierskiem. W czasie okupacji walczył w oddziałach Batalionów Chłopskich. Tam też ukończył szkołę podoficerską. Po wyzwolenie lewej cząści Sandomierszczyzny w 1944 r. ochotniczo zgłosił się do Ludowego Wojska Polskiego. Do wyruszenia na front przygotowywał się w I korpusie pancernym w kompanii przeciwlotniczej na stanowisku dowódcy plutonu ciężkich karabinów maszynowych. Swój szlak frontowy rozpoczął 25.02.1945 r. Prowadził on do Chełma Lub. przez Lublin, Warszawą, Gorzów Wlkp., po sforsowaniu Nysy łużyckiej przez Bauzen, Drezno, Sudety, Mielnik, do Wielkiego Borku pod Pragą Czeską. W tej to właśnie miejscowości przeżył radość zakończenia wojny i kapitulacji Niemiec. Chwili tej nie da się opisać, ani odtworzyć, trzeba ją przeżyć. Towarzyszyły jej wiwaty, okrzyki radości i zadowolenia. Potem był szczęśliwy powrót do kraju i dalsza służba wojskowa w ojczystej ziemi w Kaliszu, Cieszynie, Opolu, Tarnowie, Sanoku, Lesku, Zagórzu, Baligrodzie, Siankach i Łupkowie. Zdemobilizowany został dopiero w marcu 1947 r. I co zostało z tych dni pełnych huku i ognia, nienawiści do wroga i współczucia bliskim w ich bólu? – Zostało przede wszystkim poczucie dobrze spełnionego obowiązku względem ojczyzny, potwierdzone takimi odznaczeniami jak: Odznaka Grunwaldzka, Srebrny Medal „Zasłużony na Polu Chwały”, Medal Zwycięstwa i Wolności, Krzyż Partyzancki i wojenne medale radzieckie. W r. 1948 rozpoczął nauką w szkole średniej. Po maturze studiował histori na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, a później Uniwersytetu im. M. Kopernika w Toruniu. Po zakończeniu studiów otrzymał skierowanie do pracy w Technikum Wodno-Melioracyjnym w Toruniu na stanowisku zastępcy dyrektora. Wydawałoby się, że życie popłynie teraz spokojnie, a czas będzie można dzielić między siebie, szkołę i dom, którym oczekiwały żona i córki. Tak było jednak prze rok. Po ukończeniu w r. 1955 kursu, organizowanego przez Instytut Rolny Doskonalenia Kadr w Pszczelinie pod Warszawą, na prośbą dyrektora departamentu wyraził zgodę na rocznie przeniesienie do Świdwina. Przyjechał na rok, a został na całe życie. Co o tym zadecydowało? – Nie ruiny, gdyż tylko ul. 3-go Marca była cała i zadbana, nie spartańskie warunki nauki, bo szkoła mieściła się w zamku i nigdy nie można było jej dogrzać, nie konieczność rozłączenia się z rodziną ale ogrom pracy, jak czekał dyrektora ówczesnego Liceum Mechaniki Rolnej im. Stefana Żeromskiego w Świdwinie. Tu czuł się potrzebny. Przystąpił do budowy obecnego budynku szkolnego. We właściwym tamtym czasom tempie pracy w r. 1956 szkoła przeprowadziła się do nowego budynku. Teraz nastąpiło zagospodarowanie terenu szkolnego, upiększanie otoczenia. Prawdą jest, że każde rosnące tu drzewko jest świadkiem historii szkoły, bo rośnie razem z nią a alejka prowadząca do budynku głównego jest najpiękniejsza w Świdwinie. – Potem była budowa internatu, zaplecza gospodarczego warsztatów szkolnych i znów budowa drugiego budynku, zwiększającego pojemność szkoły o 100 proc. Przed przejściem na emeryturę rozpoczął budową 18-rodzinnego domu mieszkalnego dla nauczycieli (pełnowymiarowej sali gimnastycznej, boiska szkolnego Ale te inwestycje zrealizują następcy). Można by rzec, że Jan Wamil to dyrektor - „budowlaniec”. Nie tylko; to także przodujący dydaktyk i społecznik, twierdzący, że „pracy zawodowej nie można oddzielić od pracy społecznej, gdyż tworzy ona integralną całość i jakieś niepełne byłoby spojrzenie na zagadnienie, szczególnie jeżeli chodzi o szkołę i proces wychowania, gdyby nauczyciel izolował się od normalnego życia. Trzeba zawsze wią zać to, co jest z tym co będzie, trzeba perspektywicznie patrzeę na dokonują ce się procesy. Na przestrzeni lat pełnił wiele funkcji społecznych m. in. w ZNP, w ZBoWiD, Powiatowej Radzie Narodowej, w Komisji Przemysłu, Handlu, Zaopatrzenia Ludności i w Komisji Oświaty. Jako działacz PZPR był członkiem Plenum, Egzekutywy, Komisji Kontroli Partyjnej i Komisji Rewizyjnej. właśnie obecnie pracuje w Miejsko-Gminnej Komisji Kontroli Partyjnej, jest członkiem kolegium dyrektorów przy naczelniku MiG, przewodniczącym Miejsko-Gminnego Komitetu Narodowego Czynu Pomocy Szkole. W jego domowym skarbcu obok odznaczeń wojennych leżą otrzymane za długoletnią pracę: Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż Zasługi, Medal XXX-lecia PRL, Medal 40-lecia Polski Ludowej, Medal Komisji Edukacji Narodowej, odznaka honorowa „Za zasługi w rozwoju województwa koszalińskiego”, Złota Odznaka ZNP, Odznaka nadana przez MR „Zasłużony Pracownik Rolnictwa” i wiele innych odznaczeń i wyróżnień . Jego satysfakcją są własne osiągnięcia, trwały ślad pozostawiony po sobie, ta „cegiełka”, która przyczyniła się do upiększania i rozbudowy miasta. Dziś czas dzieli między pracę społeczną i wnuków, do których jest mocno przywiązany. Sam mówi: „Wnukowi mojemu to wszystko sprezentują. Odznaczenia, dyplomy, doświadczenie życiowe i serce, serce które zawsze bije dla Świdwina”. A ja dodam od siebie, że tak bardzo ukochał szkołę, że nawet córki swe wydał za mąż za byłych wychowanków.
Anna Teresińska
|